poniedziałek, 31 października 2011

Halloween Countdown: komiks zawałogenny


Skoro jest już ten dzień i za oknem już ciemnica, czas na specyficzną wisienkę na torcie skromnego cyklu na Święto Duchów. Jak wiadomo, w Internecie też Halloween zawsze wiąże się z większą ilością upiorów, duchów, zombie i dziwnych filmików na Tubie. W miejscach takich jak 4chan, Tumblr czy różnorakie fora ludzie mają w zwyczaju przeklejać różne mniej lub bardziej przerażające znaleziska z sieciowej otchłani. Skoro jest okazja, wypada zaprezentować coś, co tegorocznego lata sprawiło, że wiele netowych nerdów odskakiwało od ekranu z palpitacjami serca. O dziwo nie jest to "żartobliwe" screamer video, ani jakiś wysoce niepokojący obrazek. Nie, jest to komiks. Jak historyjka obrazkowa może powodować takie efekty? Wychodząc trochę poza standard.

Zaczęło się na zasadzie "podaj dalej". Bliżej niezidentifikowany ktoś puścił w obieg jednoplanszowy komiks. Treść była niezrozumiała dla większości, jako, że znalezisko pochodziło z Korei Południowej. Ale obrazki...  wystarczyły. Ilość przerażonych zwiększała się, komiks wędrował po Sieci, a zwłaszcza Tumblerze i Facebooku, zwykle z adnotacją, by oglądać przy zgaszonym świetle. Wreszcie trafił na portale tematyczne, robiąc wrażenie także na profesjonalnych publicystach - najbardziej rozpropagował go Sean T. Collins, związany z Maximem, The Comic Journal i Robot 6. Rzecz stała się tak popularna, że twórca pokusił się ostatnio nawet o zamieszczenie wersji anglojęzycznej. Co więc takiego jest w tym krótkim panelu z Korei, że prawdopodobnie z łatwością znajdziecie go w Google wklepując "the scariest webcomic ever"?

Włączcie słuchawki, zgaście światło i zobaczcie sami, ale ostrzegam, jeśli jesteście podatni na różnorakie BOO, otwieracie na własną odpowiedzialność. Zresztą, co mogę dodać, gdy nad komiksem widnieje takie ostrzeżenie:
 No dobrze, a teraz link do mięska: BONGCHEON-DONG GHOST

...

I co?
Jak mogliście się przekonać, metoda jest prosta. Nawet prostacka i trochę zbliżona do tych wszystkich debilnych screamerów. Dlaczego więc pomysł tak spodobał się połowie Internetu? Dlaczego chwalą go piszący w temacie ludkowie, mówiąc zresztą o pozytywnym wykraczaniu poza bariery medium dzięki zabawie z możliwościami Netu? Zwyczajnie, nikt nie spodziewa się tego po komiksie. Kiedy dostajesz coś takiego, spodziewasz się może okropnych rysunków, może naprawdę ryjącej w mózgownicy fabuły, ale nie, że zaatakuje cię postać oprawiona w ramki. I dźwięk, który wydaje duch, to też, w pustym pokoju nocą, musi robić wrażenie. Może trochę też w tym winy czaru Azji. Niestety, już minionego, ale jeszcze dwa, trzy lata temu jeśli mnie osobiście było w stanie coś przestraszyć, to na 99 % był to koreański, tajski lub japoński horror. Azjatyccy twórcy mieli jakiś niezwykły dar, że nawet zwykłe "jumpery", jakich w zachodnim filmie grozy się spodziewamy i już nie reagujemy na nie tak ostro, potrafią uczynić szarpiącymi nerwy i poważnie niepokojącymi. Trochę tego znajdziemy też w Bongcheong-Dong Ghost, zresztą adaptacji miejskiej legendy popularnej w Seulu. Tak jak wzmiankowane filmy, autor, komiksiarz Jong-Ho Choi, używa osadzenia w znajomych okolicznościach współczesnego miasta, zimnego i pustego nocami. A także efektu, który osobiście uważam za wielce skuteczny w azjatyckiej grozie. Powolnego rozwoju akcji, dawkowaniu napięcia, które czyni wybuch grozy tak efektywnym. Po najbardziej znanym strasznym webcomicu Koreańczyka może tak tego nie widać, ale inna plansza, także potem przetłumaczona na angielski, już w całości utylizuje te wzmiankowane środki (chociaż samo BOO jest nieco gorsze) - OK-SU STATION GHOST. Przy okazji, tu akurat pojawia się inny ważny element dalekowschodniego horroru - wykorzystanie do budowania klimatu osiągnięć nowoczesnej technologii.

Mimo, że Duch z Boncheong-Dong przeraził wielu, może się wydać tanim gadżetem dla siecowej młodzieży. Niemniej interesujące jest to, że tak oczywistymi wydawałoby się w dobie 2.0 i różnych ciekawych narzędzi środkami można wywołać tak szeroko komentowany i zaskakujący efekt. Oczywiście, to nie jedyny wiszący w Sieci komiks, który używa skutecznie tego typu dodatków. W pakiecie z koreańskim fenomenikiem zwykle przypominany jest HIS FACE ALL RED niejakiej Emily Caroll, popularna w zeszłoroczne Halloween przeklejanka, która przy okazji mocno pomogła autorce w rozwoju kariery. Tutaj mamy inne podejście do wykorzystania specyfiki internetowego komiksu, dużo subtelniejsze. Chodzi przede wszystkim o regulowanie wrażeń odbiorcy dzięki dostosowaniu konstrukcji samej planszy do sposobu w jaki się czyta - operowanie tłem, szerokością obrazków, przewijaniem myszką w dół i przechodzeniem do kadrów w celu wywołania pewnej immersji w historyjkę.

Caroll przygotowała też coś podobnego, można zinterpretować, że nawet coś w rodzaju sequelu, na tegoroczną Wigilię Wszystkich Świętych. Niestety, stronka z Margot's Room nie bardzo jeszcze działa, więc czytajcie w kolejności: I, II, III, IV, V .

Niektórzy mówią, że takie bezpośrednie zabiegi, jak w koreańskiej sensacji, czy wyrafinowane operowanie otoczką, jak w komiksach Carrol, to przyszłościowe spojrzenie na możliwości obrazkowych historyjek wprowadzonych w Sieć. Nie mnie odpowiadać na to pytanie, ale trzeba przyznać, że do okazji pasują świetnie, choć nie na każdego zadziałają. Zawsze warto dać jednak szansę i wprowadzić się w halloweenowe nastroje za pomocą paru kliknięć.

Ciekawe, co w tym roku wyciągną z głębin Internetu no-life'y spędzające 31-szy października przed ekranem?

Brak komentarzy: