Mało na Net is Nerdy muzyki. A miała być integralnym elementem - skończyło się na paru postach, pozostających w zdecydowanej mniejszości. Trzeba to zmienić, bo dzięki różnym social i nie-socjal mediom Sieć pełna jest muzyki. Także takiej, która się w niej rodzi, w niej pozostaje i w niej gra. I nie mówimy tu tylko o indywiduach z YouTube'a, remikserach wszelakich czy kapelkach wrzucających materiały na licencji Creative Commons. Pełne są jej np. interaktywne produkcje lub seriale sieciowe (ten aspekt zresztą staram się zwykle podkreślać). Warto więc wyciągać perełki - co zamierzam czynić w miarę regularnie. Oczywiście takie z elementem geekowskim, a jakże.
Dziś dwa utwory w klimacie chiptune, ale z zupełnie odmiennych bajek.
FantomenK - The Massacre
Skąd? Z napisów końcowych Hey Ash, Whatcha Playin'?
Z pozoru zdaje się to kiepskim techno. Dominująca rola pierdzącego jak żołnierz po grochówce basu i rytmu wysublimowanego jak scenariusze filmów akcji z lat 80-tych zdaje się zapowiadać nieprzyswajalną całość. I owszem, zasadniczo jest to nowomodne, niezbyt delikatne electro, ale kluczową rolę pełni tu gama motywów do złudzenia przypominających te spotykane w retro grach wideo i podanych za pomocą dźwięków z nich wyjętych. FantomenK nie idzie na łatwiznę i nie zapętla jednej melodyjki, ale podrzuca ze cztery różnorodne, choć utrzymane w klimacie motywy, przerywane chamskawym przejściem. Najlepsze są pierwszy i ostatni. Otwarcie nie bez powodu zamyka każdy odcinek Hey Ash, Whatcha Playin'?, najbardziej ambiwalentnego w odbiorze, ale i najoryginalniejszego show o grach w Necie. Pasuje bardzo do perypetii ekscentrycznej do granic upośledzenia społecznego Ash i jej atakowanego wszelkimi metodami - choć głównie dowcipami o gejach - brata Anthony'ego (oraz jego żony, debeściarskiego bohatera tła w osobie opryskliwego i wrednego ojca oraz diabolicznej dosłownie matki). Końcowa wstawka to zaś najbardziej rozbudowana melodia i bardzo chwytliwa w swej niedorzecznej staroszkolności. Orgia chrupliwych i chropowatych dźwięków rodem z Pegasusa służy zaś za przyjemne ozdobniki. Reszta kawałków tego producenta niewiele mnie obchodzi, ale to może być najlepsza łupanka, jaka kiedykolwiek gościła w serialu sieciowym.
Pornophonique - Sad Robot
Skąd? Z płyty 8-bit Lagerfeuer
Zasadniczo jest to typowy chiptune, zawężający paletę środków do 8-bitowych fiuków i trzasków... no, wcale nie. Sam tytuł płyty podpowiada, że jest to coś dużo bardziej unikalnego. Lagerfeuer przekłada się na "ognisko", co tu oznacza "piosenki ogniskowe". Tak, nostalgiczne, proste kawałeczki śpiewane przez harcerzyków wpatrzonych melancholijnie w płomień i ociekające nad nim tłuszczem kiełbachy. Oznaką tego jest prominentna obecność gitary akustycznej (choć duet Niemców potrafi też dogrzać z elektryka i często to pokazuje). Ale też specyficzna melodyka i klimat. Już sama przygrywka do Smutnego Robota udowadnia, że termin z tytułu płytki nie jest pustym dodatkiem. Kapitalne są w Pornophonique dwie rzeczy. Po pierwsze idealne zgranie się akustycznej części z brudnymi, chiptune'owymi podkładami, tutaj chyba najlepsze zresztą. Nic się nie gryzie, nawet oczywista jak na kawałek o takim tytule zwrotka zaśpiewana mocno przetworzonym w stronę zmechanizowania głosem zwrotka pasuje do gitarki jak ulał. Co więcej usunięcie klasycznego "pudła" rozbiło by strukturę kawałka, a bez klawiszowej dogrywki i świergotania uzupełniającego refren melodia byłaby mocno uboższa. Kompozycyjnie jest to mistrzostwo, choć pewnie najbardziej chwyta klawiszowa pseudosolówka przechodząca w refren zagrany "bez prądu". Drugą ekstra cechą Pornophonique są teksty. Widać, że to nerdy totalne, ale i inteligentne ludziki. Liryki starają się bowiem ujmować bolączki współczesnej rzeczywistości i życia na jej marginesie w metafory rodem z naszej strony popkultury, a przede wszystkim ze starych gier. Owocuje to nie tylko śmiesznymi tytułami, jak Zakochane Lemingi, ale i podawaniem alienacji za pomocą śpiewania o zombie i najeźdźcach z kosmosu z automatowej strzelnianki czy porównywania rozstania do game over po stracie ostatniego życia (i o pragnieniu bonusowego, czyli drugiej szansy). Egzystencjalne dramaty generacji retro konsol? Sprytne to i wykonane po angielsku, fajną barwą głosu z mało natrętnym akcentem germańskim. Sad Robot to, obok zdecydowanie electro Space Invaders (ogólnie motyw ogniskowy zaciera się w części piosenek), największy hit skądinąd znanego w Internecie duetu, ale warto ściągnąć sobie całą płytkę, dostępną darmowo pod tym adresem.
Na dziś to tyle. Mam nadzieję, że ładujecie już powyższe hiciory na wasze iPody i inne grajgadżety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz