Pozostańmy w temacie produkcji sieciowych za którymi stoją serwisy z branży filmikowej. Swoją własną, rzecz oczywista halloweenową produkcję postanowiło bowiem puścić w obieg Vevo. Tak, chodzi ten podczepiony pod YouTube teledyskowy niby-serwis (ok, jest to oddzielny byt, ale tylko w krajach anglojęzycznych), który internetowym oglądaczom powinien się kojarzyć przede wszystkim ze słowem fuck. Hasło FUCK VEVO pojawia się bowiem pod filmami spod znaku tej usługi z przerażającą częstotliwością, wrzucane w komenty zarówno przez pojedynczych niezadowolonych, jak i podsyłaczy łańcuszków wszelakich. Cóż, Internet nie lubi, jak korporacje i takie tam podbierają mu dobre pomysły i miejsca do wrzucania wszystkiego, co popadnie. Nie przeczę, Vevo ma szereg irytujących wad (cenzura, ramki z reklamami, blokady regionalne i przede wszystkim to, że teledyski akurat tej marki zdają się często ładować jakoś dziwnie), ale nie o tym ten artykuł. Tematem jest serialik, który Vevo wzięło po skrzydła. I jest to temat trochę nietypowy. Nie dlatego, że związany ze Świętem Duchów, bo wcale nie jest to horror... choć zamierza wokół konwencji oscylować. Nietypowy, bo to musical (czego cholera można by się spodziewać, w końcu firmuje to ZŁO od teledysków). Nie twierdzę, że sieciowy serial muzyczny to jakaś rzadka bestia i niezbadane terytoria. Chodzi raczej o to, kto i jak to dziełko zrobił.
„paskudZin #07” już dostępny!
1 dzień temu