poniedziałek, 22 października 2012

Halloween Countdown II - Zupa gęsta od potworów


Czym byłoby Halloween bez klasycznego zestawu monstrów? No, na pewno byłoby mniej standaryzowanych kostiumów. Jednak nie ma co się oszukiwać - wampiry, wilkołaki, duchy, zombie i wiedźmy nigdy nie znikną z wyobraźni ludzi kochających grozę. Korzenie w folklorze, wiele dekad eksploracji tematów w popkulturze (a w paru przypadkach dobrze ponad stulecie z hakiem), tożsamość każdej z tych bestii jest dobrze rozpoznawalna na całym świecie. Wobec tej dominacji archetypów w halloweenowym światku najlepiej jest polecić w ramach przygotowań do Święta Duchów komiks, w którym znajdziemy wszystkie te szkarady. Razem. Zamknięte w ograniczonej przestrzeni. I poddane... resocjalizacji?


Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012

Gdy obcujemy z dziełami, w których potwory rodem z ksiąg fantasy czy powieści grozy (i te wzięte z mitologii wszelakich, i te wymyślone przez zastępy pisarczyków z nadpobudliwymi mózgami) żyją sobie w tej samej rzeczywistości, którą okupujemy my, np. w warunkach typu urban fantasy, zwykle mamy do czynienia z jakimś rodzajem Maskarady. W końcu trzeba wyjaśnić, dlaczego po znanych nam lokacjach, wręcz pod naszymi oknami, przemykają zastępy kikimor, dusiołków czy innych borostworów, a my nieświadomi tego spokojnie śpimy, tyramy w pracy i tylko przypadkiem natykamy się na ślady paranormalnego, głównie wtedy, kiedy owo ma ochotę akurat nas wtranżolić na śniadanie. A co, gdyby potworności wszelakie nie tylko skrzętnie ukrywały swoje istnienie w celu przetrwaniowym, ale też drogą prawną narzucały nie tylko zasady postępowania z ludźmi, ale też dbały o ich... bezpieczeństwo, a przede wszystkim narzucały ścisłe i nieprzekraczalne wyznaczniki, jak ma się zachowywać dany rodzaj bestii? Taki świat przedstawia Monster Soup. A bohaterów - każdy z nich należy do jednej z kategorii istot halloweenowych, które przywołałem we wstępie - poznajemy, nieprzypadkowo, na sali rozpraw. Bo trzeba im przyznać, że nie bardzo wpasowują się oni w wizerunek gatunku monstrów, którymi przyszło im się stać.

Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012
Weźmy na przykład Jacklyn. Jest ona duchem, z dość przygodowym nastawieniem do (nie)życia, ale też skłonnym do wybuchowych zmian nastrojów. Nawiedza sobie pewne muzeum i wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że trochę za bardzo wczuwa się w ową czynność, a zwłaszcza w odstraszanie nieproszonych gości. Cóż, tak to jest, jak sięga się w tym celu po kije baseballowe (wcześniej wyczyniając takie nieprzystające białym damom hece, jak pokazywanie środkowego palca czy... swoich ektoplazmicznych piersi). A jako, że duchy nie powinny za bardzo manifestować swojej obecności - w świecie Monster Soup panuje wśród potworów przekonanie, że ludzie powinni zachować wątpliwość wobec wszystkiego, zwłaszcza istnienia życia po śmierci, bo pewność zatrzymałaby ich ewolucję - to Jacklyn musiała odpowiedzieć za niestosowne zachowanie. Wampiry też nie mają za dobrze. Polityczna poprawność, związana ze zmierzchowym weganizmem i propagowanym w konsekwencji postedwardowskim wizerunkiem, każe im się zamienić w niegroźnych, nieumarłych ciapciaków-słodziaków. Luke jest zaś wampirem przyzwyczajonym do starych, dobrych czasów i nie za bardzo widzi się w roli kogoś, kto nie robi nikomu krzywdy i wzdycha do nastolatek. Na wszelkie zarzuty - a mamy tu żywienie się niewinnymi, wyrywanie serc żywcem i ogólną masakrę - odpowiada zresztą przytomnie: "Jestem wampirem". Postawa godna naśladowania w tych żałosnych dla krwiopijczego rodu czasach. Tyle, że grozi za nią kara śmierci... ostatecznej, oczywiście. Cyganki od szklanej kuli i wiedźmich knowań też nie odnajdują się w świecie odgórnie ustalonych potworzych reguł. Amanita naciąga klientów aż miło, owszem, więc jakoś tkwi w tradycji, ale też zapadła na dziwną chorobę zawodową. Widzi martwych ludzi. Ale nie przydaje jej się to w seansach spirytystycznych - na swoją "halucynację" w postaci czarnej zmory reaguje atakami na postronnych. W dodatku tak zapędza się w omamach, że widzi nawet Dymowego Potwora z Lost. Niektóre strachy mają zaś różnorakie problemy z tożsamością. Wilkołaczyca Rika ubiera się i zachowuje jak chłopak - pech chce, że taka postawa sprawia, że jej wilcze alter ego wpada w odwrotną skrajność (cóż, pomaga wódka z dużą ilością napoju energetycznego). Ciężko jest ukryć przed opinią publiczną gigantycznego stwora rozwalającego butik w szale przymierzania biżuterii i nakładania sobie makijażu. Zombie Bo z kolei w poszukiwaniu własnej drogi zapędził się do organizowania zamieszek wymierzonych w Złą Korporację Produkującą Zombie... i wykradł im nieumarłą wiewiórkę-maskotkę. Tak, problemy tej piątki nie są typowe. Dlatego dziwi, że sędzia (będący Niewidzialnym Człowiekiem we własnej osobie) wysyła całą ekipę do zamku, w którym mają nauczyć się swojej roli w społeczności poczwar. Charakterki protagonistów powinny sprawić raczej, że zamknięci w jednym budynku wywołają rychło ogromną katastrofę...

Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012
Fakt faktem, że temat korekcji osobowościowo-behawioralnej kolekcji poważnie aspołecznych potworów z horroru rodem mógłby być ciężki do ogarnięcia na poważnie. Devin Blake, pisarka i ilustratorka z USA (wydaje miedzy innymi trzy cykle książek na zasadzie self-publishing), tworząc swój komiks wyszła z podobnego założenia. Dlatego przymrużenie oka to tutaj podstawowa zasada. Już na początku jesteśmy raczeni dużą ilością szalono-czarnego humoru. Wstępem są poważne, oparte na słownikowych definicjach rozważania co tak naprawdę rozumiemy pod pojęciem "potwór", okraszonymi takimi przykładami... jak krwiożercza marchewka jadąca na gigantycznym króliku strzelającym laserem z oczu. Tego pułapu może drugi raz nie uświadczymy, ale cały czas jest lekko i szyderczo. Ekipa, mimo poważnych zarzutów nad głowami, zachowuje się raczej lekceważąco, sarkając przy okazji na prawo i na lewo. Przy okazji odkręcania stereotypów mamy też trochę podszczypywania popkultury. Od czasu do czasu mamy do czynienia z uroczo głupawymi momentami, ale siłą napędową są cięte dialogi, które trzymają poziom. Wszystko to sprawia, że przepychanki (jak na razie głównie słowne) potwornych protagonistów czyta się bardzo przyjemnie.

Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012
Oprócz humoru i kpin z motywów szeroko pojętej, komiks skupia się na postaciach. Choć na poziomie trzeciego rozdziału, właśnie zakończonego, ich relacje są jeszcze raczej powierzchowne, to banda o takich skłonnościach, naturach i życiorysach nie może nie ukrywać paru asów w rękawie. Amanita definitywnie będzie sobie radzić z rodzinnymi sekretami, wydaje się też, że jej naturalne spryciarstwo spowoduje, że wiedźma wiele namiesza. Luke chowa w trumnie nie tylko ziemię z rodzinnych stron, ale przede wszystkim tajemniczy zestaw nie do końca bezpiecznych narzędzi. Jacklyn jest trochę zbyt ciekawska, ale też wydaje się, że bardziej krucha niż się wydaje. Takich elementów jest więcej - przy odpowiednim rozbudowaniu da to bardzo żywe i odmienne postaci monstrów. Dodajmy do tego, że wiele poszlak wskazuje, iż naszą ekipę zebrano nieprzypadkowo, a zamkiem w którym ich zamknięto zarządza podejrzany naukowiec w typie Frankensteina z naleciałościami podstarzałego rockera (fryzura). Ma on swoje ukryte motywy, a, że potrzebna mu magia... Choć świat przedstawiony budowany jest na razie oszczędnie, głównie wywracaniem oczekiwań czytelnika i zdawkowymi informacjami, to postaci, także te tła, nadrabiają. Weźmy na przykład przewoźnika po jeziorze, mającego w sobie więcej niż trochę z głowonoga, który stracił jądro w walce z syrenami (nie przejęzyczył się, nie mackę - Po co miałby się martwić się utratą macki? One odrastają.) i nie lubi, jak się na niego patrzy, bo ma zaburzenia lękowe. Po prawdzie, nie wszystkie postaci są aż tak fajne - różowowłosa kucharka-demon i nastoletni, nieporadny klon Igora są jakby z innej bajki (typu anime), trochę gryzą się z resztą - ale jest ciekawie.

Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012

Jeśli chodzi o stronę graficzną, Monster Soup robi równie przyjemne wrażenie. Jest przejrzyście, kolorowo i charakterystycznie. Inspiracja japońską estetyką, wspominana przez autorkę, jest widoczna, ale nienachalna. Przejawia się głównie w projektach postaci, które zresztą w większości momentalnie zapadają w pamięć - kapeluszowo-okularowy styl pani duch z ogonem z szarej mgły czy bardzo dobrze oddana mimika i gestykulacja rezolutnej Cyganki to świetne przykłady. Mimo komediowych przełamań nastroju (i wspomnianych wariacji mangowych jak kucharka), gotycki nastrój jest jak najbardziej zachowany - posępny zamek-fabryka, podziemne laboratorium z taniego s-f czy nawiedzone jezioro to lokacje godne uwagi. W tej materii zaznamy też własnej inwencji autorki, nie kalkującej innych pozycji tego rodzaju - im więcej jej, tym lepiej. Pojazdy przywożące "banitów", jak bioluminescencyjna karoca czy retro limuzyna prowadzona przez... coś w rodzaju cyborga to fajne pomysły, podobnie jak wygląd przewoźnika czy jego zmór - syren. Fajne są humorystyczne akcenty - wiewiórka-zombie jako maskotka grupy czy szał pragnącego eksplorować swoją kobiecą stronę wilkołaka całkiem śmiesznie wychodzą z konwencji ilustrowania, nie rozbijając jej. Mam tylko jeden zarzut - mam wrażenie, że czasem kreska jest zbyt prosta, ugładzona (zwłaszcza twarze postaci i tła). W połączeniu z komputerowym ugładzeniem czasem może to przeszkadzać. Nie żeby brakowało szczegółowości - splash pages czy zbliżenia są więcej niż zadowalające. Zastrzeżenia wynikają jednak z gustu osobistego, bo obiektywnie rzecz biorąc jest schludnie i atrakcyjnie.

Obrazek należy do Devin "Ghost" Blake © 2012
Historia potworów uczących się jak być przykładnym potworem dopiero się rozwija, choć ma już rok na karku (dokładnie urodziny przypadają w Halloween, jakże odpowiednio), widać rok z hakiem planowania, do którego przyznaje się Devin. Komiks ma swoje tempo, charakterek adekwatny do przedstawionych postaci i nie jest na pewno kolejnym wałkowaniem schematu - choć czasem scenariusz odwołuje się do nich, bohaterowie są na tyle unikalni i na razie nieprzewidywalni, że nadaje to fabule wartości dodanej. Wszystko to sprawia, że Monster Soup to godziwa rozrywka dla oczekujących na Halloween. Przede wszystkim do śmiechu, ale i interesująca dla miłośników uciekających od sztampy potworów. Warto przeczytać i pośledzić, dobry i bezpretensjonalny rozweselacz na mgliste popołudnia.









Brak komentarzy: