Nasze popkulturowe postrzeganie Kanady jest zatrute przez to amerykańskie, któremu wcale nie daleko do wizji krainy niezrozumiały, jajogłowych dziwadeł prezentowanej w South Parku. O tamtejszej kulturze masowej przeciętny zjadacz chleba w naszym rejonie mało wie - owszem, twórców różnorakich z Kanady zna, ale głównie tych zaanektowanych przez media międzynarodowe; natomiast co poza tym, na co dzień, leci w krainie na północy w TV czy radiu... cóż, to raczej enigma. Oczywiście, tu też znajdzie się jakaś tam świadomość, np. w kwestii serialowej istnienia ogromnej liczby fanów młodzieżowej mydlanki Degrassi (znanej także z gościnnego udziału Kevina Smitha i produkowania dziwnych/wykręconych odcinków haloweenowych) czy niedawnego sukcesu serialu fantasy Lost Girl. Ale wydaję mi się, że i tak pomijamy trochę ten kraj - a przecież tyle mu zawdzięczamy chociażby na naszym poletku, choć wszystko doszło do nas po zamerykanizowaniu twórców i aktorów. Dobrze, pewnie trochę przesadzam, jak zwykle, ale wyobrażacie sobie dajmy na to kanadyjskich superherosów? To jest koncept kwalifikujący się do South Parku, a na netowym podwórku wyśmiany choćby przez opisywany tu dawno temu komiks Spinerette. Z tym, że grupa zapaleńców podjęła się realizacji takiej idei. W formie multimedialnego projektu i przynajmniej częściowo na poważnie. Jak wyszło? Chyba nie tak, jak powinno (w negatywnym sensie), ale przy okazji powstał dość oszałamiający swoją specyficznością superheroiczny kiczfest.
„paskudZin #07” już dostępny!
1 dzień temu