środa, 13 lipca 2011

Policjanci i złodzieje (i magowie, i automatony)


Polecanek komiksowo-okołosteampunkowych część następna. Tym razem poznamy życie nietypowych policjantów, którzy kochają awantury jak Kubuś Puchatek miód. Pech chciał dodatkowo, że rzeczywistość dookoła dzielnych gliniarzy jest pełna robotów napędzanych na mechanizm zegarowy, typowo złowrogich szwarccharakterów i elfich podrzutków. Nie trzeba długo się zastanawiać, by stwierdzić, że z całą pewnością zakres obowiązków bohaterów daleko wykracza poza kompetencje typowego stróża prawa.

Obrazek należy do Shawna Gastona

W pewnym fantastycznym światku jest sobie miasto. Jak każda zaludniona strefa, boryka się z wysoką przestępczością. Sytuacja jest zresztą bardziej skomplikowana, bo złoczyńcy używają magii i wspomnianych na początku robotów, a społeczne niepokoje gwarantuje nadmiar podrzutków z Krainy Wróżek - elfie kukułki uprawiają bowiem swój tradycyjny proceder podmieniania zdrowych i różowych bachorów na jakieś magiczne tałatajstwo. Nic dziwnego, że w takich realiach i policja mało przypomina przeciętnych stójkowych. Obok państwowych służb działają tu bowiem prywatne kompanie konstabli, którzy utrzymują porządek w biednych dzielnicach z powołania i dla zysków własnych. Fabuła komiksu śledzi losy jednej z nich, Prywatnej Policji Ogrodów Brązu. Jej członkami jest nieco stereotypowa charakterologicznie trójka - doskonały łucznik i trochę gorszy planista Thorton, zadziorna action girl Eva oraz sympatyczny, pomarańczowy ogr Toby obdarzony sporą siłą i entuzjastycznym nastawieniem do własnej pracy. Banda szybko wzbogaca się o uratowaną w pierwszych panelach elementalistkę-sierotę Ophelię (potrafi zrobić wszystko z wodą, pewnie dlatego jest niebieska od stóp do głowy) oraz Oliviera, aż do absurdu tajemniczego gościa w czerni, który jakoś się tak przyplątał. Razem młócą tyłki losowo wskakującym w kadry złoczyńcom, ale także wplątują się w grubszą intrygę, mającą związek z pradawnym artefaktem należącym do dziadka Toby'ego.

Obrazek należy do Shawna Gastona

Trzeba od razu powiedzieć, że komiks Shawna Gastona jest dziełkiem opartym na sesjach RPG bazujących na jego oryginalnym settingu do Savage Worlds. To mogłaby być zła wiadomość, bo rzeczy z takimi korzeniami (pomijając chlubne wyjątki) sprowadzają się zwykle do opisu perypetii, które są zabawne i ekscytujące jedynie dla graczy kreujących je przy stole. Na szczęście Clockworks broni się bez problemu. Trzy czynniki - miks gatunków, wartka akcja i pokłady sarkastycznego humoru. To pierwsze rzuca się w oczy od początku - świat przedstawiony jest misz-maszem różnych konwencji, może nie do końca spójnym, ale z pewnością wyróżniającym się. Jak można podpatrzeć w etykietach pod wpisem, na pierwszy plan wysuwa się steampunk i fantasy. Z "parowych" rejonów pożyczono sobie gadżety, modę i zawsze mile widziane mordercze automatony. Z fantasy trochę więcej, od motywu (na dalekim planie) potężnego artefaktu, przez potężną magię i wysoki wpływ na realia podrzutków z Wróżkolandii do akcesoriów sieczno-kołczanowych, które preferuje część postaci. Dodatków z innych estetyk także sporo, więc ogólnikowe  klasyfikowanie steampunk urban fantasy proponowane przez autora musi wystarczyć. Element drugi raczej szybko daje się zauważyć. Komiks zaczyna się in medias gromienia bandytów i od tej pory ciągłe pościgi, walki oraz konkretne, szybkie wymiany zdań sprawiają, że fabuła komiksu pędzi jak bolid Formuły 1 (co przy ilości wprowadzanych podwątków czasem wytwarza lekki chaos). Zatrzymuje się właściwie tylko na opowieści przybliżające wcześniejsze dzieje konstabli i ważnych bohaterów. Oraz na podsumowanie, kto próbuje zabić wesołą ekipę, które zajmuje cały panel wypełniony wyłącznie dymkami z tekstem. No właśnie, dochodzimy do sarkazmu. To moim zdaniem największa zaleta komiksu. Od początku żaden z bohaterów nie traktuje czegokolwiek przesadnie poważnie i cięte komentarze fruwają w tą i z powrotem. Warto dodać, że autor upodobał sobie technikę lampshade hanging i ogólnie obracać zbyt typowe akcje w coś innego za pomocą humoru. Już w pierwszych scenach dostajemy taką sytuację: (Zły Kozak) - Żadnych gróźb dla człowieka, który zabił ci ojca? Który porwał rodziców twojej przyjaciółki? Żadnej dowcipnej gadki?, na co bohater wymierza dwa celne ciosy i mówi Masz swoją gadkę. Sytuacja powyższa idealnie odzwierciedla kojarzący się z komediami akcji i luźniejszymi serialami w typie Buffy klimat. Takich "przekręcanych" akcji jest więcej, choćby gdy mroczny szermierz o wyglądzie wymiatacza przegrywa walkę w sekundę z powodu ciosu w klejnoty, scena szykująca się na długą gonitwę zostaje przerwana nagłym wskoczeniem złoczyńcy do helikoptera (sarkastyczny komentarz included) lub gdy efektowne zamiary bojowe bohaterów w praniu wychodzą kompletnie odwrotnie. Mimo, że fabularnie bywa zbyt przewidywalnie, komiks i tak bawi, właśnie dzięki nastawieniu na humor i przedkładaniu tłuczki nad wielopanelowe wywody.

Obrazek należy do Shawna Gastona

Na koniec wypada się wypowiedzieć o szacie graficznej, która demonstrowana jest wyżej. Tutaj twórczość Gastona też się sprawdza. Mamy kreskę minimalistyczną (czasem aż za bardzo - patrz tła), a przez to dość oryginalnie (czy może "nowocześnie") się prezentującą. Pełny kolor, nakładany komputerowo. Na uwagę zasługują projekty postaci, czerpiące z wielu źródeł, ale zawsze charakterystyczne. Gorzej jest ze scenami akcji - czasem jest okej, czasem rysunki zupełnie nie odzwierciedlają dynamiki; a numer z czarnymi/białymi sylwetkami postaci na kolorowym tle jest powtarzany do znudzenia. Niemniej, oczu nie kaleczy, a nawet nieźle się prezentuje. W połączeniu z wzmiankowanymi zaletami, z komiksu wychodzi super czytadło. Właściwie na wieczór, bo tak wkręca, że ja przekopałem archiwum w nieco ponad godzinę i miałem ochotę na więcej. Nic dziwnego, że w kręgach steampunkowych Clockworks to całkiem popularna pozycja, o czym przekonałem się dobitnie, znajdując przy tworzeniu wpisu całkiem sympatyczny post o komiksie w polskiej części Internetu (polecam też mini-RPG autora, Szczurze Opowieści, uroczy i pomysłowy drobiazg) - przy wcześniejszych tytułach mi się nie zdarzyło.

Krótko mówiąc - niezły odprężacz w interesujących klimatach. Takich nigdy dosyć.




Brak komentarzy: