wtorek, 12 lipca 2011

Duety i chóry polityczno-informacyjne


Uwaga, to nie będzie odkrywcze: oglądanie Wiadomości, Wydarzeń czy innych Faktów od dawna wywołuje różne przykre efekty, od bólu przepony (od śmiechu) przez odruch wymiotny do psychofizycznego wyczerpania, być może grożącego nawet śmiercią. W dużej mierze jest to zasługa naszych kochanych polityków, którzy chyba zmówili się, żeby z roku na rok przebijać samych siebie w ilości głupoty, absurdu i coraz bardziej śmierdzących pomyj wylewanych na głowy oponentów. Co zrobić? Człowiek może sobie włączyć radio, żeby muzyką oczyścić duszę, i co tam znajdzie... duże prawdopodobieństwo, że kolejnego Bolka lub Panią Bolkową ze skłonnością do nadawania głosem robota, który nawdychał się helu. Auto-tune może był i fajnym urozmaiceniem, gdy brali się za niego Cher czy Kayne, ale gdy używa go circa każdy co bardziej rozpoznawalny pop śpiewak/śpiewaczka, przesyt wydaje się być nieunikniony.

I jak w takiej rzeczywistości walczyć z irytacją, gdy z jednej strony głąby, a z drugiej roboty? W sumie nie wiadomo, ale czwórka komików-muzyków rodem z YouTube spróbowała rozwiązać problem.... łącząc oba źródła zła.

Zaczyna się jak normalny program publicystyczny w amerykańskiej telewizji. Na mównicę wchodzi ktoś znany w polityce, albo pojawia się prezenterka. Ale zanim padnie pierwsze zdanie, wkracza plastikowy podkład w stylu urban contemporary. Czarne rytmy, innymi słowy. I burzliwa debata lub zaangażowany reportaż zmienia się... w piosenkę. Wszystko dzięki auto-tune. Wynalazek nawet z pijackiego bełkotu zrobiłby coś w miarę przypominającego śpiew, więc prezenterzy i politycy bez problemu przeistaczają się w wokalistów. Ale to nie wszystko. Zaraz pojawia się trójka totalnych dorków (przynajmniej z wyglądu, no i rzucają czasem jakimś nerdowskim nawiązaniem). Chudzielcy przebrani w garnitury, raperskie łańcuchy czy coś dużo bardziej głupszego (kostium Wikinga to w tym przypadku normy) wchodzą we wzruszające duety z politykami, tworzą z poruszanych tematów chóralne refreny czy wyznają miłość do postaci życia publicznego raperskim slangiem. Aha, czasem wspomaga ich też Wkurzony Goryl. Znaczy małpa. W okularach.



Twórcy tego muzycznego spektaklu to Gregory Brothers - nazwa mylna, bo w kwartecie jest też siostra, także pojawiająca się w filmikach. Młodzi muzycy z Nowego Jorku budują swoją twórczość na prostym założeniu - "Auto-tune sprawia, że wszystko brzmi lepiej". Nawet pierdoły opowiadane przez polityków czy różnych ekspertów i prezentowane potem w pasmach newsowych. A uwierzcie - jeśli jest jakiś kraj, w którym życie publiczne jest tak absurdalno-żenująco-durnowate jak w Polsce, to na pewno są to Stany Zjednoczone. Może dlatego, że (i z góry przepraszam wszystkich Amerykanów, którzy wyłamują się z tego) naród to generalnie nie za mądry. Materiału do Auto-Tune the News jest więc przesyt. Nasi stereotypowi dorky white boys (i siostra) podbierają sobie co bardziej ociekające komizmem materiały informacyjne i składają w spójną, kilkuminutową muzyczną narrację, spajając wszystko swoimi wokalnymi wygłupami, nie mniej porażającymi. Powstaje wielowarstwowy dialog w rytmach popelinowego r'n'b, który może i jest rodzajem komentarza politycznego, ale przede wszystkim totalnym zgrywem kosztem niezbyt lotnych osobistości publicznych. Warto dodać, że wszystko jest sprawnie przygotowane. Na tyle, że nawet chwytliwe. Z wypowiedzi polityków da się ułożyć refreny, porywające partie solowe czy nawet wokalosample rodem z techno. Warto dodać, że podkłady sprawnie emulują nowoczesny pop, (większość podkładów to zresztą przeróbki różnych utworów) a często pojawiają się urozmaicenia (mocniejsze gitary, żywe instrumenty, szybsze tempo... kwartet jest zresztą wyjściowo zespołem folk rockowym, żeby było śmieszniej). Dochodzą efekty wizualne, tworzone za pomocą amatorskiego green box. Oprócz dokładania samych siebie czy zastępowania polityków własnymi facjatami dochodzi między innymi dokładanie bujających się w rytm piosenki czy np. trzymających skręty rąk osobom z miksowanych filmików. Trochę jak w krążących czasem po Sieci gifach (wiecie, Hitler jedzący arbuza czy Cheney układający origami, takie tam).



Dzięki bezpretensjonalnym i wysoce głupkowatym auto-tune operom o polityce, które mają sporą moc "wirusową", kwartet szybko wrył się w świadomość Internautów, a każde wideo osiąga milionową oglądalność. Bracia Gregory (i siostra) wyszli jednak poza Internet. Pisały o nich najważniejsze gazety, pojawiali się w newsach (co za ironia), na liście Billboard Hot 100, a nawet... rozdaniu Oscarów. W samej serii "wiadomościowej" pojawiały się gościnnie postaci ze światka muzycznego - Weezer, Joel Madden z Good Charlotte czy... T-Pain, człowiek, który bez auto-tune zapewnię nie potrafiłby dnia przeżyć (zresztą nawet tu reklamował swoją zabawkę na  iPhone'a, która działa analogicznie jak ten wynalazek). Prócz tego popularnością cieszy się także ich cykl wideo Songify This (gdzie poddają swojej obróbce dosłownie wszystko) - dał im kolejny sieciowy hit, Bed Intruder Song, czyli przerobioną telewizyjną wypowiedź młodego Afroamerykanina o gwałcicielu grasującym w sąsiedztwie. Bracia (i siostra) poszli za ciosem i zarabiają na swojej radosnej twórczości, sprzedając albumy na iTunes czy tworząc reklamy. Wydali też "poważną" płytę, a w tym roku ma polecieć pilot ich programu tworzonego dla stacji Comedy Central.



Trzeba od razu powiedzieć, że wiadomości w konwencji czarnopopowej nie są rozrywką dla każdego. Choć niektóre wokalne przeplatanki i dośpiewywane do dennych wypowiedzi teksty rozkładają na łopatki, inne są dużo gorsze, głosy polityków mniej wpasowujące się w całość, a wygłupy braci (i siostry) generalnie nie są zbyt mądre. Humor jest więc różnych lotów i nie ukrywam, że w najgorszych momentach trąca troszkę zjawiskami pokroju miksowania wypowiedzi naszych politycznych geniuszy przez beztalencia z YouTube czy zabiegi w stylu Szymona "Meh" Majewskiego (tylko, że Gregory Brothers przynajmniej są zwykle zabawni). Ale trudno się oprzeć urokowi takiego obśmiewania nieznośnej rzeczywistości i zaklinania jej w piosenki, a rzeczy takie jak song o płotach dla żółwi i panu Brownie, który prowadzi ciężarówkę (moja ulubiona) to prawdziwe błyskotki humoru. Śmiech do rozpuku gwarantowany.





LINKI:



1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Z niektórych się uśmiałem, chociaż tak po prawdzie to jednak większość to kaszana straszna.