czwartek, 21 lipca 2011

Dwóch gromaniaków kontra czyste szaleństwo


Pytanie do graczy: pamiętacie Borderlands? Raczej retoryczne, od razu dodam, bo może ta Diablo-strzelanka nie była absolutnie najlepszą grą 2009 roku (choć i tak z pewnością plasującą się wysoko na hipotetycznej liście), ale na pewno najbardziej stylową.. Klimaty trafione w stu procentach - kreskówkowa grafika, pustkowia pełne psychopatów w hokejowych maskach, zmutowanych pso-potworów i irytujących robotów, humorystyczne ujęcie całości i mnóstwo popkulturowych smaczków. Nie mówiąc o wciągającym kolekcjonowaniu broni i innego szmelcu wypadającego z wrogów. Otóż spieszę donieść, że ludzie odpowiedzialni za to arcydziełko nie poprzestają na grach. Niektórzy, jak dyrektor kreatywny produkcji Mikey Neumann, wyżywają się na przykład tworząc zerobudżetowe seriale sieciowe.


Obrazek należy do Anthony'ego Burcha i Mikey'a Neumanna

Zresztą, Neumann nie zabrał się za tą tytaniczną robotę samotnie. Pozyskał bowiem nawet bardziej znanego w kręgach graczy kolegę - Anthony'ego Burcha. Ten zaś był przez wiele lat felietonistą znanego serwisu o grach wszelakich Destructoid (polecam, mnóstwo dobroci - zresztą, polecam także "siostrzane" strony Japanator i Tomopop, też doskonałe w swoich dziedzinach), a w dodatku twórcą, wraz ze swoją siostrą Ashley, żoną Ashley i ojcem (!), Hey Ash, Whatcha Playin'? - surrealistycznego (i popularnego) sieciowego serialu o konsolowej rozrywce. Surrealistycznego w sensie, że jego siostra gada kompletnie od rzeczy i jest ogólnie kosmicznie dziwna. Oprócz tego w wielkim finale 10-odcinkowej serii pojawia się Lisa Foiles, była  nastoletnia gwiazdeczka i publicystka zajmująca się grami. Ma ona specyficzny talent - mimo, że jest koszmarnie rozgadaną, sypiącą nietrafionymi żartami i zbyt entuzjastyczną, niezdrowo energetyczną dziewczyną-która-irytuje; to zawsze miło się ją ogląda, paradoks jak cholera. Na tym właściwie kończy się pierwszoplanowa ekipa i czas na wniosek... hmm... gość, który zrobił pozytywnie szajbniętą gierkę oraz koleś, który tworzy kompletnie pochrzanione filmiki w temacie i z całą swoją rodziną. Serial, który wypłodziła taka parka, nie może być raczej specjalnie normalny, prawda?
No jasne.

Brodaty okularnik o jakże niespodziewanym imieniu Anthony wiedzie sobie spokojny żywot  wraz ze swoim współlokatorem o jakże nieprzewidywalnym imieniu Mikey. Aż do pewnego dnia, gdy partyjkę Catana (Boże, w skali nerdowskich zawiązań akcji to chyba 10/10) przerywa im koleś w masce i z bronią. Co dziwniejsze, Mikey zabija atakującego, nawet ze dwa razy, a potem oznajmia, że przybył z przyszłości chronić Anthony'ego. Czemu? Ten ma rzekomo zbawić świat i zniweczyć nadejście postapokaliptycznej rzeczywistości, w której wszyscy jeżdżą elektrycznymi samochodami (dlatego, że Obama został wegetarianinem), a obowiązującą walutą są karty do gry Pokémon. Kto chce zabić Anthony'ego? Trzech niesprecyzowanych kolesi i demon, wysyłający posłańców w maskach do paintballu (albo przedstawiających Eleonorę Bush), którzy sami dysponują demonicznymi mocami i pachną jak wata cukrowa.
Okej, stop. Streszczanie tego nie ma sensu i nie ma nawet co próbować. Po prostu wkleję pierwszy odcinek.


Anthony Saves The World składa się z dwóch rodzajów sekwencji. Pierwszy to dialogi pomiędzy współlokatorami, niespecjalnie aktorskie, o takie absurdalno-humorystyczne gadki dwóch kumpli. Mimo, że tematami głównymi są demony, niedorzeczna przyszłość i równie idiotyczne mechanizmy podróży w czasie czy ćwiczenia przed kolejnym atakiem. No właśnie, drugim rodzajem scen są napady kolejnych psycholi w maskach (w Borderlands też roiło się od takim, czyżby znak rozpoznawczy wytworów Neumanna?). Wtedy serial zamienia się w film akcji, pełen wykręconych scen walki. Z tym, że choreografia amatorska, wykonanie amatorskie, a efekty specjalne mogłyby startować w konkursie na np. najbardziej żałosny efekt krwi, najbardziej żałosne zombie, najbardziej żałosną eksplozję itp.. Oczywiście, jest to połowicznie zamierzone, a pomysły na pojedynki sprawiają, że mamy tu spektakularne naruszenie zasady "mierz siły na zamiary". Takie stworzone dla czystej fajności akcje, jak zabicie wroga odbijając jego własny pocisk łopatą, walka katanami i pięściami z trójką świrusów czy ostrzeliwanie hordy potworów z karabinów (nie mówiąc o magii); wypadłyby świetnie w przeładowanej efektami komputerowymi produkcji typu letni blockbuster, to przy nikłym wsparciu finansowym wyglądają raczej jak podwórkowe zabawy dwóch dorosłych kolesi. Ten dysonans łagodzi fakt, że w każdym pojedynku wyszydza się konwencję kina akcji. Serial ogółem jest więc bardzo dziwaczną komedią i choć humor jest, jak bywa, różny, to zwłaszcza teksty Mikey'a (który w sytuacjach stresowych cytuje klasyki kinematografii klasy B), popkulturowe nawiązania oraz chaotyczne mechanizmy rządzące światem przedstawionym potrafią ubawić do łez. Nie będę psuł ewentualnego seansu dokładnym przytaczaniem, ale w 10-ciu odcinkach znajdzie się przynajmniej kilkanaście powodów do szerokiego uśmiechu. Można dodać, że całość spaja nieco dziurawa (nie oczekujcie w pełni satysfakcjonującego rozwiązania), ale w miarę poukładana fabuła, choć z początku nie jest to oczywiste. Ba, jest miejsce na dramatyczny zwrot akcji podczas kluczowego pojedynku... z tym, że dzieje się to w odcinku, w którym aktorów zastępują kukiełki, co daje pojęcie o naturze serialu.  Trzeba też powiedzieć, że twórcy starają się pobawić z narracją, nieśmiało wplatając futurospekcje, retrospekcje, zapętlenia fabularne - nie jest to mistrzostwo operacji na scenariuszu, ale cieszy.

Odbiór Anthony Saves The World zależy od pierwszego wrażenia. Albo będą to średnio zabawne nagrania dwóch geeków, którzy gadają i bawią się atrapami broni, albo ciekawy eksperyment  doświadczonych twórców (choć profesjonalnie tak naprawdę wypada tylko elektroniczna muzyka w tle), nie do końca udany, ale obiecujący, pełny błyskotliwych/odlotowych pomysłów z potencjałem i przede wszystkim zachowujący nieco wykręconego i szyderczego klimatu Borderlands, co dla oglądających dla Neumanna będzie naczelną wartością. Moja własna opinia jest, jak często, gdzieś w połowie drogi między skrajnościami, ale nie odrzucało mnie od ekranu i uśmiechnąć się zdarzyło w miarę często. Każdy może sobie sprawdzić czy to bajka dla niego - wszystkie odcinki tego świeżego serialu (finał wrzucono do Netu w kwietniu) są dostępne na wspominanym już portalu Escapist.

Linki:


Brak komentarzy: