poniedziałek, 4 lipca 2011

Ciężki żywot szeregowych w białych zbrojach


Humor nerdowski jest specyficzny, ale, jak każdy, różni się jakością. Najlepszy jest spokojnie przyswajalny dla wszystkich (wystarczy spojrzeć choćby na popularne animacje dla dorosłych, jak Family Guy czy South Park, czy niektóre komedie z dużego ekranu), choć wymaga bazowego obycia z popkulturą. Inne próby są ograniczone w kwestii odbiorcy do miłośników danych tematów, ale dla nich są bardzo śmieszne. Istnieje jeszcze, jak we wszystkim, kategoria guilty pleasure - śmiechem się parsknie, ale zaraz przyjdzie poczucie wstydu, że bawi nas coś aż tak geekowskiego i nieporadnego. Najgorsza i, niestety, wszechobecna kategoria to humor tak niedołężny, zrozumiały tylko dla autorów oraz ludzi, z którymi mało kto chciałby mieć coś wspólnego i kompletnie sztywniacki - trochę jak stereotypowy przedstawiciel gatunku nerdowskiego (taki aspołeczny, z pryszczami i denkami od butelek na nosie). Troopers, produkcja dość znanego portalu humorystycznego College Humor, krąży po wszystkich trzech pierwszych kategoriach, ale właściwie powinna każdego rozbawić choćby w części. Ludzi, który nie widzieli nigdy Gwiezdnych Wojen, jest bowiem relatywnie mało.

Wiadomo, że strona zajmująca się humorem studenckim (powiedzmy) musi zahaczać o tematy nerdowskie, choćby z racji reprezentatywności tej, hmm, kategorii zainteresowań pośród akademickiej braci. College Humor w ichnich skeczach wideo zdarzyło się to nie raz, nie dwa i nie dwadzieścia. Żeby podać kilka reprezentatywnych przykładów, które obiegły geekowatą część Internetu, warto wspomnieć zwiastun hybrydy Harry'ego Pottera z Młodymi Gniewnymi czy żarcik na temat Incepcji, który "pożyczyli" sobie nieopatrznie twórcy South Parka. Jednak dopiero na początku bieżącego roku młoda ekipa komików porwała się na bardziej rozbudowany projekt w klimatach - i to nie byle jakich, bo mówimy tu o parodii filmów tak legendarnych, że mało co, oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen.

Troopers to właściwie przedstawiciel gatunku "komedii miejsca pracy", ukazujących szeregowych pracowników jakiejś mniejszej lub większej instytucji specyficznej branży. A że tutaj instytucją jest złowrogie Imperium, a miejscem pracy kiepsko zakamuflowana inną nazwą Gwiazda Śmierci? Dzięki temu możemy zobaczyć, jak właściwie mijają dni szeregowym żołnierzom. Tak, wszystko jest ukazane z perspektywy anonimowego, nieskutecznego jak reformy polskich rządów i służącego za mięso armatnie szturmowca Imperium. Tutaj nie są już anonimowi, bo noszą bardzo "fantastyczne" imiona Rich i Larry, choć nadal wykazują się raczej ciężkim myśleniem i maksymalną nieporadnością. W każdym odcinku możemy się przekonać, jak fajtłapy w białych zbrojach radzą sobie z typowymi w ich pracy sytuacjami - przesłuchiwaniem rebelianckich księżniczek, eskortowaniem kosmitów-kryminalistów czy... przynoszeniem kawy Mrocznemu Lordowi.



Trzeba od razu zaznaczyć, że humor serialu nie jest przesadnie odkrywczy. Parodiowane elementy Gwiezdnej Sagi to oczywiste śmiesznostki, które wytknie i losowy dzieciak (planety z jednym ekosystemem, absurdalna wielkość zabójczej stacji kosmicznej, bezsensowne zachowania przedstawicieli rzekomo potężnej armii Imperium). Pretekstem do dowcipkowania są też sytuacje tak typowo-kliszowe, jak "nieporadny wojak podkochujący się w więzionej księżniczce" czy "ktoś udaje, że zna język kosmitów, a tłumaczy przeciwnie do intencji stwora". Ale Troopers mają coś takiego, że mimo początkowego wrażenia sztampy, wypadają bardzo lekkostrawnie i człowiek nie czuje się zażenowany, a wręcz przeciwnie - uśmiecha się szczerze. Być może jest to zasługa wyjątkowo sprawnie napisanych dialogów, które nie wydają się wysilone. Poza tym postaci łatwo polubić - pozytywne reakcje wzbudzają zarówno dwaj tępi jak but, ale sympatyczni w swej niezdarności szturmowcy; jak i Mroczny Lord, który raczej nie potrafi wzbudzić przerażenia, jest dość ekscentryczny i wydaje się żyć trochę w innej rzeczywistości niż protagoniści. W każdym razie nawet głupkowate akcje, jak szturmowiec udający buczenie niedziałającego pola siłowego, da się przełknąć bez problemu.



Choć serial jest kameralny - mamy słownie czterech podstawowych aktorów i ze trzy-cztery wnętrza; to trzeba przyznać, że sprawnie zrealizowany. Kostiumy są wariacją na temat oryginałów (podobnie jak imiona i nazwy planet itp.), ale dobrze zrobioną i charakterystyczną. Lokacje to ciemne i ciasne korytarze, biuro Lorda i winda, ale stylistycznie wszystko jest na miejscu i nie podśmierduje za bardzo taniochą. Ba, znalazło się miejsce dla paru krótkich sekwencji z animacją komputerową, która zupełnie nie gryzie w oczy, a to już sukces. 



Na koniec zostawiłem najpoważniejszą zaletę serialiku, którą jest postać księżniczki-rebeliantki Alary, przetrzymywanej w więzieniu Imperium i doglądanej przez tytułowych szturmowców. Wciela się w nią Aubrey Plaza, komik (komiczka?) znana między innymi z bardzo fajnej roli drugoplanowej w Scott Pilgrim vs. the World (niezły, a  w geekowskich oczach niektórych z miejsca kultowy film, który u nas przemknął bokiem do obiegu DVD, niestety), a także z Funny People Apatowa i z serialu Parks & Recreations (który, nie oszukujmy się, zamierzam obejrzeć właśnie dla tej aktorki). Rebeliancka księżniczka w jej interpretacji jest tak przerażająco opanowana, zimnokrwista i do cna sarkastyczna, że nie da się od niej oczu oderwać i można oglądać serial właściwie tylko dla tej postaci.

Podsumowując, Troopers to dobra rozrywka zarówno dla starwarsowców, jak i przypadkowych osób znających nieco film. Nie jest to humor godny nagród i peanów, ale i nie śmiać się w czasie seansu trudno. Jako, że porządnych komedii dla nerdów nigdy dosyć, a realizacja jest dobra (w końcu to ludzie utrzymujący się z rozśmieszania, a nie totalna amatorka), ciężko nie polecać.


Brak komentarzy: