poniedziałek, 19 marca 2012

Dylematy życia codziennego we Wszechświecie bez ludzi


Lubię nową space operę. Taką trochę mroczniejszą, poważniejszą, z żywymi postaciami i poruszającą tematy na pograniczu tego, czego spodziewamy się bardziej po tzw. hard s-f. Owszem, czarno-biały, rycerski świat Gwiezdnych Wojen zawsze kochać będę, a Star Trek dawno zajmował się podobnymi rzeczami (ale ze sporą ilością kosmicznej absurdalności i zwykłej galaktycznej przygodówko-nawalanki z udziałem obcych o dziwnych czołach), ale te nowsze próby bardziej zaspakajają moje potrzeby jako konsumenta popkultury. Na szczęście moje poletko, czyli twórczość sieciowa, oferuje sporo dobrych rzeczy zarówno dla fanów starszej, lekkiej i przyjemnej space opery, jak i tej nowej. Zwłaszcza w odsłonach komiksowych. Jedną z tych  ambitniejszych i przede wszystkim oryginalniejszych pozycji w konwencji jest Carpe Chaos. I wcale nie dlatego, że we Wszechświecie tego sieciowego komiksu w ogóle nie znajdziemy... ludzi.

Obrazek należy do twórców Carpe Chaos
Kosmos tętni życiem. I czasem jest to życie inteligentne. W galaktyce liczy się pięć rozwiniętych gatunków, z których będziemy obserwowali głównie (przynajmniej do tej pory). Turikasuul to potężnie zbudowane humanoidy, wyposażone w ramiona zakończone długim ostrzem-kolcem i z sensoryczną skórą zastępującą uszy oraz oczy. To wojownicza rasa, nieco barbarzyńska - poszczególne odmiany toczą ze sobą klanowe wojny, a dość brutalna religia wymaga składania częstych ofiar z pobratymców. Porg to zielone, słodziutko się prezentujące stwory, których ciało składa się w dużej mierze ze śluzu, bo są istotami pochodzącymi z oceanów, swoistymi lądowymi meduzami. Mimo takiego, a nie innego wyglądu i pewnej niezgrabności, Porg to urodzeni zarządcy, ekonomiści i tworzą wyjątkowo rozwiniętą cywilizację. Kaean zaś natura wyposażyła w supermocną skorupę zewnętrzną, odporną nawet na działanie próżni, a także trzy pary oczu i cztery kończyn. Są ekspansywną, rozwijającą się rasą o znaczącej potędze wojskowe. Te trzy bardzo różne gatunki muszą dzielić przestrzeń życiową, co prowadzi do wielu konfliktów, ale także konieczności przełamania barier i dogadania się, by nie wpaść w pułapkę wiecznej wojny.

Obrazek należy do twórców Carpe Chaos

Za Carpe Chaos stoi liczna drużyna niezależnych komiksiarzy. Mamy trzech scenarzystów - Jasona Bane'a, Erica Cartera oraz, w przeszłości, Teda Andersona; trzech artystów - Anthony'ego Cournoyera, Joe Sluchera i Daniela Allena; a także magika techniczno-netowego, Jima Hayesa. Tak duży zespól warunkuje zaangażowane i profesjonalne podejście do pracy, które widać zresztą już przy wizycie na stronie głównej. Carpe Chaos to poważna próba zrobienia space opery, która nie tracąc cech gatunkowych będzie w realistyczny sposób ukazywała obce kultury i budowała wokół nich ciekawy, skomplikowany świat. Dużo pracy konceptualnej to jedno - ważny jest też fakt, że mieli pomysł na nietuzinkowe zaprezentowanie swoich idei. Wynika on poniekąd z wspomnianego braku ludzi w zestawie galaktycznych sił. Na taki manewr wpłynęła chęć, by czytelnik nie utożsamiał się od razu ze znaną mu stroną, a właściwie w ogóle nie brał niczyjej strony i nie uprzedzał się do innych form życia zamieszkujących uniwersum. Dzięki niemu można było też wprowadzić nietypową formę. Nie ma tu epickiej, a nawet progresywnie się układającej fabuły, fani wielkich, kosmicznych bitew i laserowej destrukcji też mogą pakować manatki na wstępie. Komiks jest antologią historii z życia wziętych. Z życia jednostek z obcych ras, ale indywidualnych, skupionych na ich problemach i z losami całego uniwersum związanych jedynie reperkusjami, jakie niosą przemiany i konflikty tła. Informacje o bogatym świecie, fizjologii i zwyczajach ras go zamieszkujących, historia i dziejowe zawieruchy - o tym wszystkim dowiemy się z wiki podpiętej do strony głównej oraz z bloga twórców. W samym komiksie głos oddano pojedynczym osobnikom, by jak najlepiej przekazać ich uczucia, doświadczenia i podejście do rzeczywistości.

Obrazek należy do twórców Carpe Chaos
Dzięki przyjętej metodzie możemy zapoznać się z wieloma historyjkami, których nie uświadczylibyśmy w żadnym innym komiksie s-f. I choć problemy, z którymi borykają się obcy i ich dylematy odbijają naszą rzeczywistość, to unikalne podejście wynikające z tego, że są to odmienne od człowieka istoty pozaziemskie sprawia, iż mamy do czynienia z wyjątkowo ciekawym studium odległego świata. Bez większych zgrzytów, jeśli chodzi o zawieszenie niewiary (ziemskie imiona Porgów, i to w typie np. takiego Reginalda, trochę psują efekt, ale to tylko drobnostki), za to bez częstego w s-f sprowadzenia całej cywilizacji do jednej wyróżniającej ją cechy, uniformizacji nieludzkich gatunków. Na stronie wisi parę dłuższych opowieści. Dzięki temu zobaczymy wariację na temat schematu "wielkiej ucieczki" z więzienia. Tym razem będą to Porg i Kaean, początkowo nawet bez możliwości komunikacji (mówią innymi językami). Uczą się pomagać sobie, polegać na sobie i ignorować kulturowe oraz światopoglądowe różnice - a te są wielkie, bo Porg zabić pobratymcy dla komputera się nie zawaha, a głodujący Kaean bez skrupułów dopuści się kanibalizmu na inteligentnej istocie. Gdy wydawałoby się, że zaufali sobie i stali się drużyną... tak, kończy się to gorzką lekcją. Na wiecznie deszczowej planecie Turikasuul o trującej atmosferze ujrzymy zaś, jak młoda samica próbuję uratować życie przeznaczonej na ofiarę matki. To historia o miłości i odwadze, która pozwala na innowację technologiczną. Daje też nutkę nadziei w najbrutalniejszej z możliwych rzeczywistości. W innej odsłonie obserwujemy Porga - wynalazcę wielu broni - który po bolesnej przygodzie z hałaśliwymi młodziakami postanawia odkupić swoje winy za pomocą własnego geniuszu. Warto dodać, że sporo tu fajnych patentów na narrację. Ojciec uczący swojego syna o odpowiedzialnościach i zagrożeniach cywilizacji (świetny moment, bardzo go lubię) będzie pretekstem do przeniesienia się do zupełnie innego miejsca i zobaczenia, przy okazji kolonizacji, jak czasem takowa cywilizacja marnie kończy. Mamy też opowieść mitologiczną przedstawianą przez Porga, który dzieli się nią z dwoma dzieciakami w ramach zapłaty za kosmiczny odpowiednik lemoniady z amerykańskich przedmieść. Wizja porgowskiego (porganńskiego?), chodzącego od drzwi do drzwi kaznodziei a la Świadkowie Jehowy pozwoli autorom wniknąć w historię jednej religii, opowiedzianą za pomocą stron z kronik i świętych pism, a także rozmów na czacie. Najlepsze są jednak krótkie scenki, w plastyczny sposób ukazujące jakiś dylemat czy element życia kosmoludków. Uczenie dziecka tradycyjnego sposobu liczenia będzie tu okazją do pokazania walki o tożsamość kulturową pod okupacją. Potwór zza okna, dostrzeżony przez pociechę kaeańskiej mamy pokaże nam okrutną naturę wojny podjazdowej. Wspinaczka dwóch znajomych po meteorytach okażę się nietypową formą przeżycia religijnego. Ochrona ambasadora na planecie Turikasuul ukaże nam, jak obce kultury łatwo można przyrównać do potworów i jak często sami stajemy się przez ich zwalczanie potworami. Taki slice of life z nieznanej galaktyki, bardzo pomagający wczuć się w klimat i zrozumieć postawy bohaterów.

Obrazek należy do twórców Carpe Chaos
Całość oczywiście nie byłaby efektywna bez dobrej strony graficznej. Tutaj większych powodów do narzekań nie powinno być. Mamy trzech artystów, więc jest trochę zróżnicowania, ale generalnie są to ładne ilustracje z wysokiej klasy projektami statków czy obcych. Strona emocjonalna, która ciężej ukazać, gdy mamy do czynienia z istotami nieludzkimi, została bardzo ładnie uchwycona. Postacie są lekko antropomorficzne, więc dobrze wiemy, kiedy im źle, przyjemnie, smutno i tak dalej, ale zachowaną zdrową dozę obcości wynikającej chociażby z budowy ich ciał. Mimo statycznej, refleksyjnej natury większości epizodów, znajdą się także dynamiczne sceny akcji. Parę plansz z widoczkami, jak te z odsłony z religjną wycieczką Kaean, zachwyci miłośników kosmicznych "pejzaży". Wszystko w kolorze i w wygodnym formacie flashowego zeszytu. Jeśli mielibyśmy się czepiać, to tła wydają się czasem sterylne (ale tylko w pewnych miejscach, może to zamierzony efekt), możemy też zaobserwować pewne uproszczenia. Nie każdemu przypadną do gustu Porgowie - to takie trochę kreskówkowe istotki i mogą się komuś wydać infantylne. Dla mnie to wartość dodana, poważne ukazanie takich trochę śmiesznawych obcych i wydobycie z ich historii dramatyzmu. Ale nie wiem, czy nie znajdą się wybrzydzający. Sympatyczna jest też oprawa samej strony - banery zachęcające do wspomagania czy odnośniki do systemu wykupywania reklam u panów nawiązują bezpośrednio do uniwersum.



Carpe Chaos to fajna space opera, skupiona przede wszystkim na tworzeniu świata. Co autorom wychodzi przekonująco i całość ma wiele do zaoferowania miłośnikom s-f. Choć poszczególne elementy i tematy już się mogły gdzieś przewijać, innowacyjna koncepcja na "sprzedanie" wizji w formie komiksu nadaje oryginalnego smaczku. Warto więc rozpocząć śledzenie teraz - nowe historie ukazują się regularnie, ostatnio pokazała się nowa. Po lekturze zaś warto się wgłębić w materiały dotyczące samego świata i odwiedzić bloga, gdzie dowiemy się, jak wygląda praca twórców i zobaczymy fajne pomysły promocyjno-gadżetowe, np. papecraft pozwalający skleić sobie własnego obcego. Obecnie panowie próbują zebrać kasę poprzez Kickstarer - pozwoli im to na wydanie książki z grafikami koncepcyjnymi (przepięknymi!). Zapowiedzi pełne nieznanych dotąd statków kosmicznych, technologii, widoczków z architekturą odległych planet oraz wspomnienie, że będą tam detale z dwoma pozostałymi, przewijającymi się na razie incydentalnie rasami obcych, pokazują, że do zaoferowania Carpe Chaos ma jeszcze sporo.








Brak komentarzy: