piątek, 6 stycznia 2012

Strach się bać?


Podsumowania na koniec roku, oprócz swojej funkcji podsumowującej, naturalnie, mają jedną poważną zaletę - jak czyta się ich dużo, to zawsze trafi się na kilka(naście) perełek i innych ciekawych rzeczy, które jakoś zupełnie się przegapiło. Z komiksem, który dziś będzie na tapecie, tak właśnie było - znalazłem go w dwóch czy trzech podsumowaniach typu najlepsze/najśmieszniejsze roku i od razu przypadł mi do gustu. Jest to bowiem rzecz niezwykle skromna, w oprawie i środkach wyrazu, ale oferująca specyficzny humor, podszyty okrucieństwem czy makabrą, a przede wszystkim unikalny klimat. I myślę, że nie tylko mi Feel Afraid jest w stanie trochę czasu umilić...

Twórczość Christophera Reinemana przy pierwszym kontakcie (zwłaszcza, jeśli zaczynamy od początku) może bardzo, ale to bardzo kojarzyć się z bazgrołami, którymi jakiś znudzony lekcją uczeń zapełnia swój zeszyt. I, jeśli wierzyć Tumblerowi autora, część z pewnością powstaje z takiego gryzmolenia. Mamy więc masywnie uproszczony rysunek, na dobrą sprawę każdy by tak umiał; dziwne albo wręcz głupie sytuacje; trochę wulgaryzmów i nie za bardzo poprawnych politycznie tematów (bo tykanie się w takiej otoczce choćby prostytuowania własnego dziecka przez bezrobotnego czy molestowania seksualnego będzie odstręczało, choć takie motywy zjawiają się rzadko); a także fascynację horrorkowymi potworami, śmiercią i rozlewem krwi. Czyli radosna amatorka, co zachęca do spojrzenia na komiks i zamknięcia okna przeglądarki z głośnym "ble". To byłby błąd. Fakt, kreska wygląda na mazanie od niechcenia, ale jest w tym celowość, a autor udowadnia, że jak potrzeba, to gryzmolenie od ręki przekształca w styl (i chyba w tą stronę idzie, z wprowadzeniem ostatnio bardziej rozbudowanego rysunku i ograniczonej palety kolorów). A humor szybko okazuje się sprytny, a nawet inteligentny, bazując przede wszystkim na rozbrajającej przewrotności puent. Duchy, diabły i upiorna atmosfera... no, to może być tylko wartość dodana, a tu nieźle integruje się z mniej "strasznymi" motywami. Plus odrobina nawiązań skierowanych w stronę tego, co internauci kochają najbardziej (Minecraft, Pokemony, niektóre formy ekspresji postaci nie bez powodu przypominają  znane memy, zwłaszcza Rage Comics), ale  nie w takich ilościach, żeby to przeszkadzało. Wniosek ? Jest to zabijacz czasu na całkiem wysokim poziomie.
Obrazek należy do Christophera Reinemana
Choć Feel Afraid bazuje przede wszystkim na pojedynczych panelach, stanowiących zamkniętą historyjkę (a są to różne rzeczy, od dowcipów z życia wziętych do strasznych historyjek z wbudowanym podskórnie humorem), to pewne postaci i motywy powracają. Poświęcę więc kilka słów moim ulubionym, bo tak najłatwiej "sprzedać" komiks nowym czytelnikom. Na pewno topowym zawodnikiem jest kościany demon, który... musi sobie poradzić z bolesnym rozstaniem. Bo mimo, że pożera ludzkie dusze na śniadanie i jeździ na wypasionym motocyklu (!), to nie potrafi się pogodzić z utratą ukochanej. Co prowadzi do natrętnego wydzwaniania do dziewczyny, zjawiania się pod jej domem... i deklaracji, że zje się jej nowego chłopaka. Demon jest w swoich próbach odzyskania względów kobiety pociesznie zabawny, zresztą, może przykład...
Obrazek należy do Christophera Reinemana
Ale oprócz biedaczka z zębatą paszczęką znajdziemy tu parę innych, śmiesznych indywiduów. Jest Mały Duch, który, jak nazwa wskazuje, za wyrośnięty nie jest, przez co ma straszne kłopoty z rozpoczęciem kariery w ciężkiej branży nawiedzania. Jest rodzeństwo drzewnych potworów, zresztą braci syjamskich, które bardzo chciałoby rozwinąć swoje życie towarzyskie... tyle, że nie za bardzo to wychodzi. Poznamy także ciężki los psa, który zmarł i poszedł do psiego Nieba. Okazuje się, że nasze pupilki w swoimi Raju mogą zasmakować ludzkiego życia... tyle, że na pozycji szeregowe pracownika bezdusznej korporacji. Pojawia się także awatar autora, który przedstawi nam w krzywym zwierciadle trudy swej pracy. A jeśli chcecie zacząć od dłuższej formy, w sekcji mini-komiksy znajdziecie gorzko-ironiczną, spisaną w postaci opowieści ojca historię w klimacie pojedynczych paneli, ale z dodatkową, bardzo udaną stylizacją - The Isle of Snow (polecam, świetne); oraz Hellghost, niedawno zaczętą, bardziej eksperymentalną (zabawa kadrem trochę jak w His Face All Red) i psychodeliczną historyjkę człowieka uwięzionego w Piekle (?).

Obrazek należy do Christophera Reinemana

Powodem tego, że Feel Afraid zdecydowanie wbija się w pamięć, ma w sobie to coś, jest idealne dobranie proporcji między humorem, trochę nonsensowymi sytuacjami oraz mrokiem. Ten trzeci pierwiastek jest wyjątkowo ważny, bo o ile jest to oczywiście niezobowiązująca komedia, to zarówno implementacja motywów horrorowych, jak i dość smutny obraz świata kryjący się z często niektórymi puentami, nadają komiksowi wspominanego już wielokrotnie unikalnego klimatu. Nie jest to egzystencjalne mendzenie, o nie, wręcz przeciwnie, miejscami zbliża się to do nastoletniego zgrywu (czasem miewając przez to gorsze momenty), ale otoczka robi swoje. Należy dodać, że także sposób przedstawienia, ze stroną podporządkowaną minimalizmowi i wykręceniu grozowym (proste logo wpisane w obrazek lasu, dziwne gify z kreskówek - Donald jest naprawdę psychiczny), dokłada cegiełkę do zauroczenia całością. No i, może tylko w moim przypadku, czynnik nostalgii też odgrywa pewną rolę. Te zeszytowe skojarzenia... aż chce się nabazgrać na kartce w kratkę jakiś wytwór skrzywionej wyobraźni. Ja miałem takich w zeszytach więcej niż notatek z lekcji, a wy?

Brak komentarzy: