niedziela, 6 listopada 2011

Czołowy szalony geniusz internetu


Niektóre tematy ciężko mi poruszać. Z tej prostej przyczyny, że dla kogoś mającego nawet średnie pojęcie o nerdowskiej popkulturze w Sieci są po prostu dość oczywiste. Fakt, dużo z rzeczy, które tu wrzucam, w polskojęzycznym Necie pojawia się rzadko, ale przecież nie podejrzewam, żeby geekowa grupa docelowa moich wypocin nie czytała źródeł anglojęzycznych. Postać Dr. Steela powinna być jedną z takich oczywistości, bo jest to jednak charakterystyczne zjawisko i często się o nim napomyka. Z drugiej strony, napisać mi się o nim po prostu chcę, bo temat jest i ciekawy, i wdzięczny. Mało jest bowiem tak sympatycznie dopracowanych kreacji w Internecie, a poza tym jak nie napisać o kimś, kto na własnej stronie przedstawia się jako "muzyk, naukowiec, przyszły władca świata" oraz "twórca, artysta, wizjoner". I ma własną armię, która nie boi się nawet ruszyć na Jossa Whedona? Warto poświęcić mu parę akapitów, chociażby dlatego, że w sierpniu tego roku ogłosił definitywny koniec kariery. Zatem zapraszam do świata szalonego zabawkarza...

W tym przypadku nieważnie jest kiedy i jak się zaczęło, skąd zrodził się pomysł i tym podobne detale. Ważne, że oto był sobie projektant zabawek, pracujący w wielkiej fabryce tychże. Niestety, jego wizja tego, co będzie się podobało dzieciom drastycznie różniła się od poglądów szefostwa. Drastycznie w dość dosłownym zresztą sensie. Jak to bywa, biedny zabawkarz znalazł się bez pracy, co oczywiście rozpaliło w nim bezgraniczną furię. Fabrykę puścił z dymem, co pociągnęło za sobą pobyt w zakładzie bez klamek i z wygodnym ogumieniem ścian. Szaleniec zdołał jednak uciec, zaszył się na tajemniczej wyspie i zaczął realizować swój nowy projekt - zdobycie władzy nad światem. Jako narzędzia użył zaś Internetu, swoimi sieciowymi transmisjami zdobywając rzesze fanatycznych zwolenników. Tak narodził się Dr. Phineas Waldolf Steel, najbardziej znany zły geniusz epoki 2.0 - a w sumie to pierwszy i oryginalny, Dr. Horrible wszak nadszedł później (nie pasjonują mnie skandale plagiatowe, zbieżności w kreacji postaci zrzucam na archetyp ześwirowanego wynalazcy, ale kwestia podobieństwa z tytułem płyty i segmentem Ask a Doctor już trochę bardziej działa na wyobraźnie... choć to w sumie nie byłoby pierwsze "mocne inspirowanie się" w wykonaniu Whedona). Jakich środków używa w realizacji niecnych planów? Wszelkich możliwych, od sprzedaży zabawek finansujących  dominacyjną kampanię i budowę wojennych robotów, przez różnorodną propagandę, do... muzyki. A raczej przede wszystkim muzyki. Mającej prać mózgi słuchaczy. 




Jaką muzykę może tworzyć obłąkany wizjoner zamierzający podporządkować sobie Ziemię? Eklektyczną. Dziwną. I nagraną przez własnoręcznie zbudowany zespół robotów. Należy rozpocząć rzucanie skojarzeniami, więc zacząłbym od Mike'a Pattona. Raz, że Dr. Steel przypomina go sposobem rapowania i (bazowego) śpiewania - łącznie ze skłonnością do wrzaśnięcia sobie przeraźliwie od czasu do czasu i bawienia się gadżetami do modulacji głosu. Dwa, że jak byłemu frontmanowi Faith No More nie wystarczy mu jeden gatunek muzyczny. Ani nawet kilka. Żeby porównanie było bardziej zasadnie, Patton musiałby nagle złapać zamiłowanie do kabaretowo-operowych partii wysokich i sampli z klasyki, ale i tak Dr. Steel plasuje się dość blisko. A dalej? Zobaczmy... hip-hopowe bity, różnego rodzaju elektronika, ciężkie gitary, akordeony, fragmenty starych filmów i audycji telewizyjnych, rzewne melodie, wariackie melodeklamacje, brzmienia przywodzące na myśl XIX-wiek, motywy thereminu jak z obrazów o kosmitach lat 50-tych... i to tylko najpospolitsze elementy. Jest tego dużo, ale wszystko zgrabnie złożono w celu uzyskania klimatu, jakiego nie spotkamy u "normalnych" artystów. Pomaga także talent do chwytliwych refrenów i haseł w tekstach. Należy dodać, że cała ta barwna mieszanka znakomicie sprawdza się na żywo. Żal, że (nie licząc ulicznych początków) Dr. Steel występował zasadniczo tylko w dwóch klubach w Los Angeles, bo na jego koncertach działo się. Teatrzyk kukiełkowy, atrakcyjne asystentki, wizualizacje, znakomite wersje kawałków w wykonaniu rockowo nastawionej kapeli (a gdzie roboty? Dr. Steel zawsze mówił, że się akurat zepsuły) i sam bohater miotający się po scenie, tańczący i naprawdę charyzmatyczny.




W każdym razie trzy cyfrowe i dwa klasyczne CD (wydane przez... World Domination Records :)) są pełne oryginalnej, mającej wszelkie prawo się podobać muzyki. Ale, żeby rozumieć ją w pełni, trzeba zwrócić uwagę na otoczkę towarzyszącą postaci wykonawcy. Dr. Steel, jeśli akurat nie śpiewa o retro-fantastyce typu Godzilla, Zaginiony Ląd czy filmy o inwazjach latających spodków, w warstwie lirycznej jest autotematyczny. Czyli mamy teksty z żalami złego doktorka, o planach zdobycia świata i kontrolowania mózgów odbiorców, o ideologii towarzyszącej kampanii, o robotach, zabawkach i tak dalej. Chcąc nie chcąc, żeby w pełni doceniać samą muzę, trzeba się zagłębić w resztę. 


Osią jest oczywiście kreacja personalna - a Dr. Steel nigdy, przenigdy nie wychodzi z roli, nawet w wywiadach. Charakterystyczny image z białym kitlem z PVC, rękawicami i goglami (niemal nigdy nie zdejmowanymi), dopełniony łysiną i obowiązkową bródką w stylu villain, jest tylko początkiem. Dochodzi zachowanie i sposób mówienia. Dr. Steel jest zasadniczo szaleńcem dość nieporadnym, mocno ekscentrycznym wiadomo, ale niektóre jego starania są komicznie żałosne. Robi też dziwne, czasem głupie miny i mówi staroszkolnie bardzo głębokim głosem. Oczywiście w materiałach propagandowych wypowiada się poważnie na poważne tematy typu transhumanizm (o tym nawet pracę napisał), problemy świata czy robotyka, pozując na światłego geniusza. Zdarzy mu się też wybuch złowieszczej furii. Ogólnie zachowuje się jak stereotypowy, przerysowany geniusz zła. Materiały, które tworzy, utrzymane są w estetyce totalitarnej z dużą domieszką retro klimatów a la chociażby Fallout (wiadomo, lata pięćdziesiąte, fantastyka rodem z Weird Tales, dziwne mechanizmy). Jest obecna w szacie graficznej - postery wyglądają jak autentyczna propaganda, do tego dochodzą śliczne dziewczęta w stylu pin-up. Ale interesujące są zwłaszcza materiały wideo. Sprawnie zrobione filmiki o postaci szalonego doktorka, choćby.




Albo dziwaczne public service announcements.







W tych materiałach, oprócz sporej dawki obłąkańczych zachowań doktorka, znajdziemy zręby ideologii, która zdaje się "na poważnie" (może oprócz części z kosmicznymi masonami). Ta specyficzna pochwała eskapizmu i wizja utopii opartej o dobrą zabawę jest cały czas obecna i może trafiać do wielu fanów, ale zdaje się, że podstawą egzystencji Dr. Steela jest, oprócz muzyki, przede wszystkim komedia. Takie oblicze prezentuje większość jego witryn internetowych. Mamy chociażby fałszywy sklepik (niestety, tylko empetrójki tam kupić się da), pełen zabawnych produktów marki Dr. Steel, od zabawek do gier komputerowych i gaci z podobizną łysego wynalazcy. Oczywiście, każdy cent idzie na fundusz zdobycia świata. Humor, w bardzo kreskówkowym (trochę wręcz infantylnym, ale całość to wszak parodia programów dla dzieci) wydaniu i z wspomnianą nieporadnością naszego bohatera w dużym stężeniu, to także podstawa trzyodcinkowego show prezentowanego na YouTube (zwróćcie uwagę także na napisy końcowe, wybuchy śmiechu możliwe).




Ale najważniejszym elementem pozamuzycznej działalności Dr. Steela jest jego... armia. Ten liczący sobie ponad 35.000 zarejestrowanych użytkowników twór to, jak się pisze, przede wszystkim specyficzny street team artysty, ale wykracza trochę poza to. Doktorek stworzył bowiem dość zwartą, specyficzną społeczność. Składającą się między innymi z nerdów wszelakich, steampunkowców (z tym nurtem Dr. Steel jest najczęściej kojarzony, choć jest to krzywdzące zawężanie), gotów, cybergotów, cosplayowców, entuzjastów industrialu, ludzi siedzących w klimatach fetyszowych, horrorowych czy psychobilly i ogólnie całych rzeszy sieciowych freaków. Mało który niszowiec działający przede wszystkim w Internecie może się pochwalić stworzeniem tego typu organizacji wielbicieli.


Armia jest zorganizowana w trzy regimenty: Zabawkowych Żołnierzy, Pielęgniarek i Skautów, oraz dodatkowe "służby specjalne" i Żółte Kamizelki (szczególnie zasłużeni, odznaczeni tym statusem osobiście przez swojego idola). Oprócz tego mamy podział lokalny, na Dywizje (głównie przyporządkowane krajom, choć w większych państwach jest ich dużo więcej) - tak, istnieje też założona w Krakowie przez małą grupkę fanów polska dywizja. Armia ma także własne umundurowanie, oddzielne dla każdego regimentu (i trzeba powiedzieć - fani dziewczyn w seksownych uniformach oraz lateksowych pielęgniarek mają czego szukać w fandomie Dr. Steela), będące zresztą parodią faszystowskich "czarnych koszul". Na stronie organizacji używa się także wojskowej terminologii, jak misje i operacje, oraz haseł propagandowych i odpowiednich odezw, a także specyficznego salutu ręką na sercu. A co robią? Promują działalność Doktora. W różny sposób, od prostego pomagania przy koncertach i udostępniania informacji choćby na konwentach, do własnych zebrań, uroczystości (np. Toy Soldier Day) i akcji typu "atak" na Disneyland czy pojawienie się na Zombie Walk. Co ważne, promowana jest przede wszystkim kreatywność. Ogólna, ale i w ramach wspierania idola. Misje dotyczą wykonywania plakatów, kart biznesowych, ulotek, filmików promocyjnych, animacji, zdjęć czy... ciastek, budowania rzeczy w Minecrafcie czy robienia kukiełek lub robotów. Aktywny udział fanów jest podstawą egzystencji armii - nawet mundury to tylko wzory, do skompletowania samemu. Wystarczy spojrzeć ile animacji, materiałów i trybutów krąży po YouTube czy DeviantArcie, by przekonać się, że to działa. Dr. Steel oczywiście nagradza swoich wielbicieli - czy to używając oficjalnie ich dzieł, czy np. zapraszając ich do nagrania materiału na potrzeby teledysku. Nic dziwnego, że są wierni swojemu "przywódcy" i zamierzają nawet teraz, po zakończeniu jego działalności, promować szalonego geniusza i kontynuować podjęte akcje. 




No, to podstawy już przedstawiłem. Resztę pozostawiam indywidualnemu zgłębianiu tematu, a warto, bo Dr. Steel jest jednym z najoryginalniejszych celebrytów z YouTube. Muzyka to jedno, i powinna spodobać się miłośnikom oryginalnych dźwięków, a kwestia, czy ekscentryczna otoczka odpowiada i śmieszy to oczywiście subiektywna sprawa. Ale warto zbadać działalność wynalazcy i jego armii, bo jest to interesujące zjawisko, a dla takich rzeczy Sieć istnieje. Multimedialne zabawy Dr. Steela zdecydowanie świetnie wykorzystują medium, umiejętnie mieszając świat realny, urokliwą fikcję i kapitalną autokreację.

Brak komentarzy: