No i to ten czas roku - zostało około sześciu dni do Halloween. Jako, że niemal od zawsze horror i okolice to jedna z moich ulubionych estetyk, jest to chyba jedyna okazja świąteczna, którą chcę mi się celebrować czymś innym, niż leżeniem do góry brzuchem i obżeraniem się okolicznościowymi przysmakami. Zwykle czynię to zwyczajnie przez obejrzenie paru dobrych filmów grozy, ale skoro od paru miesięcy bawię się w bloga... tak, licząc od dziś pojawi się tu parę wpisów pod zbiorczą kategorią Halloween Countdown. Nazwa trochę oszukana, bo podejrzewam, że temat będę ciągnął co najmniej do Zaduszek, ale chwytliwa (chyba). W każdym razie każdy pretekst jest dobry, by powrzucać trochę internetowych fajnych spraw spraw z okolic okołogrozowych. Na pierwszy ogień wybrałem serial sieciowy, który powinien zainteresować miłośników klimatów.
Czasem zdarza się tak, że dobrze przędący portal internetowy/społecznościowy szarpnie się na sponsorowanie sieciowego serialu. Robią tak choćby gierkowe Escapist i Machinima, witryna stacji SyFy też skupiła trochę materiału do oglądania tylko w Necie, czemu więc nie serwis z natury dedykowany udostępnianiu filmików różnorakich? Z tego założenia wychodzi Dailymotion, od czasu do czasu przygarniając jakąś produkcję tego typu jako materiał ekskluzywny. W zeszłym roku padło na Camera Obscura, zrealizowany pod pieczą firmy MWG Entertaiment z Los Angeles. Nie trzeba dodawać, jaki gatunek on reprezentuje. Realizacją serialu zajął się niejaki Drew Daywalt. Nazwisko pewnie niewiele mówiące, dopowiem więc, że należy on od wesołego kolektywu Fewdio, który kręci niskobudżetowe, dobrze przyjmowane krótkie formy horrorowe. Widać więc, że jest to o poziom wyżej od zatrudnienia totalnych nowicjuszy... i trzeba powiedzieć, że efekt w postaci serialu jest jednym z mocniejszych dziełek w gatunku, jakie obrały Sieć za medium dotarcia do widza.
Episode 1: The Book przez Camera_Obscura
Zaczyna się w miarę standardowo, bo ile razy w popkulturze zdarzało się, że ktoś przeszukując rzeczy zmarłego natrafiał na coś tajemniczego i przeczącego wszystkiemu, co znajdujący wiedział o swoim bliskim? Clara, młoda mieszkanka LA, też wygrzebała coś dziwnego w rzeczach swojego dziadka, który był uznanym fotografem miejsc zbrodni. Książeczkę. Pełną dziwnych, okultystycznych symboli, chaotycznych notatek i wklejonych zdjęć jakichś niepokojących postaci. Co się robi, jak znajduje się takie coś? Pali w kominku, naturalnie. Taki odruch może być jednak wielce niezdrowy, o czym Clara szybko się przekonuje. Okazuje się bowiem, że w książeczce uwięziono sześć złowrogich istot spoza naszej rzeczywistości, generalnie lubiących robić ludziom krzywdę. Na szczęście dla protagonistki dziadek nie cykał fotek potworom hobbystycznie. O nie, zażywny staruszek walczył z kreaturami i zostawił wnuczce narzędzie do ich unieszkodliwiania. Starodawny aparat fotograficzny, którego wnętrze przypomina bardziej zawartość domowej kapliczki wyznawcy voodoo...
Ok, w tym punkcie należy stwierdzić, że co prawda nie wiem, czy twórcy o tym wiedzą, ale pomysł wiodący jest całkowicie zgapiony. Jest bowiem taka zacna seria gier Fatal Frame, w której mikrej postury Japoneczki zwalczają duchy rodem z co bardziej przerażających J-horrorów za pomocą aparatu fotograficznego, a dokładniej camera obscura. Zbieg okoliczności? Bóg to jeden wie, ale fakt faktem, idea stojąca za serialem jest niemal identyczna, z tym, że długowłose krewne i znajome Sadako zastąpiły tu... demony, którym najbliżej do stworzeń kreowanych w umyśle Clive'a Barkera. Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze estetycznego naprowadzenia, to rzucę jeszcze skojarzeniem z potworkami z serii Silent Hill i The Suffering. I trzeba powiedzieć - wybór takich, a nie innych antagonistów był strzałem w dziesiątkę. I mógłby być jednocześnie w stopę, zważywszy na budżetową biedę sieciowych produkcji, ale na szczęście w ekipie znalazł się Jeff Farley. Ten przemiły pan był odpowiedzialny za charakteryzację i efekty specjalne w tuzinach mniej lub bardziej znanych produkcji (tak z tego, co się rzuca w oczy w liście z IMDb - dłuższy romans z Babylon 5, pracę przy animatronicznym wilkołaku w Wilku z Nicholsonem czy przy odcinkach seriali horrorowych typu Supernatural czy Opowieści z Krypty). On dopilnował, by demony prezentowały się nie tylko zaskakująco dobrze, ale też by były odpowiednio wykręcone i czadowe w kwestii pomysłu oraz wykonania. Każdy z występujących potworów specjalizuje się w dręczeniu określonej grupy ofiar - Splinter upodobał sobie uzdrawiaczy (czyli, po ludzku, lekarzy), Mr. Hurt poluje na dzieci, a Bad Place, miejscowy szef wszystkich szefów, czyha na osoby zdesperowane, mamiąc obietnicą pociechy. I każdy z nich wyglądem oraz modus operandi ze swoją dziedziną jest związany - będąc przy tym całkiem niepokojącym, jeśli nie przerażającym. Żeby nie psuć niespodzianek, zdradzę tylko, że Splinter - gagatek od wykańczania pracowników służby zdrowia - jest zgniłą, chora istotą poruszającą się na wózku inwalidzkim, posiadającą jedno zdrowe oko (i lubiącą zabierać po jednym oku swoim ofiarom) i atakującą za pomocą nabrzmiałego, ohydnego jęzora. Demony są genialnie ukazane, naprawdę w "dużym" horrorze znalazłyby się bez większych "ale". Owszem, w paru ujęciach widać pewną sztuczność (grzeszy tym trochę poza tym fajny Bad Place, z kolei w przypadku zdradliwej Magorii wychodzi to na plus, pasuje do jej wizerunku), ale praca kamery i oświetlenie niwelują w większości tą wadę. Co lepsze, postarano się o ciekawy zarys historii i natury milusińskich. Otóż są to przybysze spoza rzeczywistości dostrzegalnej ludzkim okiem, którzy raz na parę setek lat wychodzą na żer - stąd dziadek Clary nazwał ich Uśpionymi. Pierwsi ich działalność dostrzegli Arabowie, którzy wynaleźli metodę walki z nimi, więzienia ich za pomocą prostej camera obscura. Uśpieni są realnym źródłem wielu stworzeń mitologicznych, co podkreśla się nieźle wplataniem w scenografię hinduskich malowideł czy obrazów twórców pokroju Boscha i Bruegela. W połączeniu z wspomnianymi specjalizacjami paskud, daje to klimatyczne tło. Szkoda, że nie do końca rozwinięte, parę szczegółów pozostało zresztą dość mętnymi. Podobne zastrzeżenie można mieć do czasu ekranowego samych potworów - zwykle jest to jeden odcinek, reszta to tylko krótkie pojawienia się wetknięte między sceny dialogów i badania natury danej bestii. A szkoda, bo sekwencje w których widzimy polujące i walczące z protagonistami demony to naprawdę mistrzostwo. Schizofreniczne, szybkie, momentami groteskowe, całkowicie upiorne. Ale to małe mankamenty - najważniejsze jest to, że tak przemyślanych i przedstawionych maszkar nie znajdzie się z pewnością w żadnej innej internetowej produkcji.
Cała reszta to porządna sieciowa średnia, aczkolwiek z momentami wybijającymi się ponad typowość. Aktorsko jest nieźle. Co prawda od początku musimy znosić chłopaka Clary, Chada, który nie dość, że wypada najbardziej amatorsko, to jeszcze jest tak wycofany i mówi w taki sposób, jakby startował w konkursie na najbardziej aspołecznego nerda roku. Resztę roli obsadzono, jak w takich produkcjach bywa, telewizyjnymi i filmowymi epizodystami. Wywiązują się z zadania dobrze. Reagan Dale Neis jako Clara jest z początku trochę bezbarwna, ale w miarę rozwoju akcji da się ją polubić, co tworzy tak ważne w grozie przywiązanie do postaci. Aktorka dobrze odgrywa też przemiany bohaterki, a tych trochę jest, i radzi sobie w scenach emocjonalnych. Donnie Jeffcoat, grający policjanta i sprzymierzeńca dziewczyny, wypada naturalnie i choć czasem wpada w schematy przynależne tego typu roli, ostatecznie sprawdza się, a w paru scenach nawet wprowadza nieco więcej, niż oczekuje się od postaci. Pierwszoplanową obsadę zamyka Jack Klugman w roli dziadka. Jest to aktor grający od 1950 roku, z imponującym stażem ( w USA zapamiętany przede wszystkim z klasycznego sitcomu The Odd Couple, a z pasujących do tematu kreacji należy wymienić cztery występy w Strefie Mroku). Nic dziwnego, że popisowo i nieco staroszkolnie odgrywa postać niesympatycznego i trochę upiornego staruszka, nadając jej jednocześnie ciepła, gdy chodzi o uczucia względem wnuczki. Technicznie jest spoko. Razi czasem jakość nagrania, ale oświetlenie i przede wszystkim dobrane miejscówki akcji w większości korygują ten problem - zresztą, trudno nie wytworzyć odpowiedniego klimatu w opuszczonym nocą szpitalu, niekończącym się labiryncie podziemi czy w brudnym narkomańskim squacie. Operator zaś wykazuje się pozytywną inwencją. Zawsze stara się stworzyć ciekawe sekwencje ujęć czy kąt kręcenia, dostajemy też takie patenty jak dialog, w którym widzimy jedynie oczy rozmawiających czy scena nakręcona całkowicie z poziomu podłogi. Efekty specjalne to głównie charakteryzacja, kostiumy demonów i zabawy ich sposobem pojawiania się i poruszania. Choć, uczciwie przyznam, jest tu chyba jeden z gorzej zrealizowanych wystrzałów z pistoletu, jakie widziałem. Jeśli chodzi o audio, to na pewno dałoby się obrobić dialogi lepiej, a muzyka... cóż, jest typowo horrorowa, niepokojące smyczki czy motywy klawiszowe, elektroniczne rytmy i od czasu do czasu uderzenie syntetyków lub gitary dla podkreślenia tempa akcji. Ale osadzenie ścieżki dźwiękowej między Goblin a Dead Can Dance, o którym mówi jeden z twórców, to grube nadużycie. Sceny emocjonalne podkreślone są, typowo po amerykańsku, smętnymi balladkami, lecz te użyte tutaj nie są specjalnie przeszkadzające. I wreszcie scenariusz. Fajerwerków nie ma, ale historia, poza paroma uproszczeniami wynikającymi raczej z natury medium, trzyma się kupy. Nie kroczy nowymi ścieżkami, ale generuje odpowiednie napięcie. Finał może co prawda niektórych rozczarować - wypada nieco za płytko, a przemowy Bad Place'a zahaczają o schemat, który może śmieszyć. Natomiast zwroty akcji prowadzące do niego, chociaż da się je przewidzieć, spełniają swoją funkcję. Warto dodać, że starano się jasno przedstawić motywacje i przeżycia wewnętrzne bohaterów. I choć dialogi są dobre, nawet lepiej wychodzi to w scenach, gdzie nie pada ani jedno słowo (oprócz tekstu smętokawałka, który się załącza, naturalnie).
Skoro horror, to trzeba jeszcze zadać podstawowe pytanie - czy straszy? Atmosfera jest bez wątpienia gęsta, a Los Angeles jawi się miastem smutnym, zimnym i pełnym zagubionych ludzi. Sceny z potworami są, jak wspomniałem, bardzo intensywne. Może niekoniecznie wywołują dreszcze, ale z pewnością pobudzają wyobraźnię i przyciągają wzrok. Choć jak potwory torturują bohaterkę, to robi się nieprzyjemnie. Gdy skupimy się na detalach, a i kostiumy i leża monstrów oferują ich sporo, jest bardziej nieswojo (mnie "urzekły" ozdoby z pozlepianych lizaków w norze Mr. Hurta). Jeśli komuś mało, to mamy co najmniej trzy "jumpery", które rzeczywiście powodują podskoczenie ze strachu, choć można się potem wypierać, że scena ewidentnie zmierzała do takiej kulminacji. Mnie jednak złapały, szczególnie ten w odcinku czternastym - miodzio.
Camera Obscura to udany projekt, mimo, że można narzekać na pewne problemy typowe dla sieciowej telewizji. Jest w nim jednak i nośny pomysł, i dobre wykonanie, oraz przede wszystkim demony, których długo nie da pozbyć się z głowy. No i mamy dowód, że nawet produkcja bazująca na wymyślnych kreacjach pokrak różnorakich może mieć w realiach internetowych rację bytu. Dwadzieścia odcinków (mniej więcej od trzech do siedmiu minut trwania) ogląda się bardzo szybko i z satysfakcją, a na więcej ochotę mieć można. Fajnie by było, jakby pojawił się drugi sezon, najlepiej z plejadą nowych, wymyślnych Uśpionych i z poszerzonym "mistycznym" tłem wydarzeń. Na razie się nie zapowiada, ekipa zajmuje się promocją syfiaście wyglądającej gierki na telefony na podstawie pierwszej serii i tyle. Ale fajnie, że Dailymotion zdecydowało się promować tą, bądź co bądź nietypową w standardzie sieciowym i bardzo mroczną produkcję. Przynajmniej pokazali, że można wchodzić na ich witrynę nie tylko w poszukiwaniu teledysków.
1 komentarz:
Dzięki za ten post. Rewelacyjny. Jestem pod wrażeniem tego, jak trzymasz rękę na pulsie, jeżeli chodzi o różnorakie internetowe atrakcje. Serial zapowiada się interesująco. Więcej niż interesująco.
Prześlij komentarz